Samozwaniec. Lisioły na Kremlu. Tom 1 i 2.


Samozwaniec. Lisioły na Kremlu. Tom 1 i 2.

 

Lisioł zapragnął przypiąć sobie skrzydła, wskoczyć na konia, złapać za lancę i wlać w siebie beczkę okowity – w dowolnej kolejności. Ponoć z tymi skrzydłami sprawa wyglądała inaczej, ale liczy się efekt prawda? Dołóżmy do tego wyprawę zbrojną na Moskwę i wychodzi nam „Samozwaniec. Polacy na Kremlu” pióra Jacka Komudy.

Lisioł dołączył do świty szlachcica Jacka Dydyńskiego, przemierzając szlaki Rzeczpospolitej na końskim grzbiecie. Nudę liczenia końskich kroków, przerwał zator na drodze. Z trumną utknęli, a to ci heca, jeszcze pchać ją trzeba *Lisioł pomachał łapką wyznaczonym do tego ludziom, a sam zmrużył oczy* coś mu ta trumna śmierdzi… Pomimo wątpliwości Dydyński zarekomendował dalszą podróż, ale smród powrócił, trza było konie nawracać. Lisioł dobre miał jednak przeczucie, w trumnie zamiast trupa czy złota, zastali jeszcze większy skarb oraz początek niemałych problemów. Jak wiadomo trup żywy lub martwy zawsze śmierdzi! Zwłaszcza gdy się okazuje dziedzicem tronu moskiewskiego.

Problemy zawsze mają korzenie w rodzinie. To prawie że święta prawda *przyznał Lisioł, stojąc u boku Dydyńskiego i patrząc jak, ojciec rodu do smakowitego testamentu dorzuca nieco mniej smakowity haczyk*. Aby spełnić wolę ojca Lisiołowi przyjdzie na Kreml tuptać, żeby jakieś zapomniane ogniwo rodzinne znaleźć, które tam w niewoli przebywa. Brata, mości Jacku, to też szelmę masz, zrobił nas w konia! Samego Lisła przefarbował! No nic, zostało tylko do naszego trupa z obwoźnej trumny jechać w odwiedziny. A ten nieboszczyk to dopiero ma fantazję! Na Moskwę się wybiera po tytuł cara.

Problem w tym, że na miejscu moc szlachty Lisioł zastał, a charakter Mości Dydyńskiego wybuchowy jest jako prochu beczka. Łaski przyszłego-byłego-cara mogą nie wystarczyć, żeby tutaj przeżyć, a co dopiero do Moskwy dojechać. Na dodatek Lisioł musi wszędzie wepchnąć swój nochal, więc jak tylko zniuchał tajny kult, od razu wpadł w objęcia kolejnej awantury. Tak doświadczeni życiem, z pustymi manierkami i krwią zroszeni, wyruszyli wspólnie towarzysz husarski Dydyński razem z towarzyszem futrzanym Lisiołem w stronę Kremla. Czas zostać legendą.

Problem w tym, że zostawanie legendą to mało przyjemna droga i rzadko kończy się dobrze dla głównych zainteresowanych. Szlak ten wiedzie krawędzią szabli wbitej głęboko w czyjeś ciało, a i krew się ciężko zmywa. Z drugiej strony, piśnijmy sobie szczerze, to nie są czasy na żałowanie Moskali *oświadczył Lisioł, wbijając końcówkę swojej szabli w czyjeś oko*. Od łaskawości nowy car Dymitr jest, ale żeby mógł ją w ogóle okazać, najpierw coś trzeba nawiedzić, niczym południca chłopskie pole, a i samego Dymitra na tronie osadzić.

Nawet najsilniejszego ducha błocko może osłabić, gdy oblężenie przyjdzie w takich warunkach prowadzić. Dlatego Lisioł namówił Mości Dydyńskiego do skorzystania z zaproszenia na dwór pewnego Moskala. Jednak szlachcic polski począł wykłady o wolności głosić, a przecież futrzak piszczał mu, żeby gębę w półmisek wsadził i usta żarciem napchał, zamiast wywody czynić. Jeszcze pić zaczął mości szlachcic i to równie łapczywie, co pewien wawelski smok. Nic to, Basieńka… *mruknął Lisioł, patrząc na płonący dwór*. Trzeba będzie do błota wracać.

Na szczęście w obozie łaźnie mają. Lisioł zamówił sobie wielką bale ciepłej wody i piękną kobietę do towarzystwa, ale zamiast niech trzej jezuici przyszli. *Lisiołowi aż wszystkie wąsy opadły, po chwili jednak odzyskał rezon i duchowni opuścili łaźnię oburzeni i zniesmaczeni*. O czasy, o obyczaje, tak futrzaka w kąpieli nagabywać!

Czy to koniec Lisich przygód u boku Mości Dydyńskiego? A gdzie tam, to dopiero początek! *zawołał Lisioł, pędząc na mury obleganego Nowogrodu w samotnej szarży, mijając ludzi pukających się w głowy na ten widok*. Tym, proszę Czytelników, owocuje znajomość z Panem Dydyńskim. Latającymi nad uchem kulami armatnimi *całkiem niemała przetoczyła się przed lisim wierzchowcem, miażdżąc ludzi po drodze*. W takiej sytuacji można powiedzieć tylko „Naprzód, lisowie szlachta” i mieć nadzieję, że napęd na cztery kopyta zadziała!

Jeśli szukacie przygód, z których wyjdziecie cali osmoleni, a przy tym krwi co nieco wrogom utoczycie, to nie zastanawiać się, tylko czytać!

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lisioł Wars Jedi: Survivor

Ja Lisioł

Wilczy Dół