Lisioł na pustyni

 

Lisioł na pustyni

Lisioł zatęsknił za skąpymi racjami żywnościowymi, piaskiem pod łapami, niemiłosiernym słońcem nad uszami i tą niesamowitą atmosferą, która towarzyszyła Deutches Afrika Korps. Dlatego futrzak zapragnął wrócić do Afryki Północnej w latach 1941-1943.

Nie jest łatwo znaleźć książkę, która w pełni skupia się na ludziach, zamiast na działaniach operacyjnych i przesuwaniu oddziałów po mapie – zwłaszcza że „Lisy Pustyni” Carella Lisioł już czytał. Jednak Lisioł słynie ze swojego sprytu i tak dzielny – choć cokolwiek zapiaszczony – lisi nos namierzył książkę „Życie na Pustyni” pióra Jacka Lasoty i Malwiny Wojtali. Co jest takiego niezwykłego w tej książce? Otóż nie trzeba czytać jej w całości! Już Lisioł śpieszy z wyjaśnieniem. Książka podzielona jest na cztery działy. Pierwszy przybliża socjologię wojny jako dziedzinę naukową oraz socjologię codzienności – tutaj Lisioł poleca tylko dla chętnych, sporo tutaj teorii, ale okraszonej soczystymi przykładami.

Druga część skupia się na życiu na polu walki. W tym dziale znajdziecie alkohol, narkotyki, dezercję, czyli same ciekawe rzeczy. Lisioł poleca! Dzięki temu wstępowi można spojrzeć na armie i dywizje nie przez pryzmat sprzętu, ale ludzi, którym przyszło służyć po obydwu stronach frontu. Segment numer trzy przedstawia działanie operacyjne w Afryce Północnej – to część jedynie dla chętnych, gdyż jest to krótkie przedstawienie przebiegu konfliktu na Czarnym Lądzie. Teraz się robi ciekawie, więc spakujcie manatki, bo czas wyruszyć na przygodę!

Sercem całej książki jest ostatni, czwarty segment, co też widać po objętości – zajmuje on 3/4 całej pozycji. Co jest w środku? Życie codzienne żołnierzy Deutches Afrika Korps, Luftwaffe, Brytyjskiej 8. Armii oraz Desert Air Force. Macie tutaj dosłownie wszystko – co jedli żołnierze, co pili, co robili w wolnym czasie, jak znosili wojnę na pustyni, kim byli, jak patrzyli na wroga… Coś lisiołowatego! Lisioł jest zachwycony!

Bez dłuższego zastanawiania się, Lisioł na stałe zagościł w rozdziale numer 5, smażąc jajka na czołgu, biegając na „tygrysa” – czyli tajną kąpiel – oraz powoli rozumiejąc, co znaczy dobry dowódca, czuwający nad swymi ludźmi. Zwłaszcza taki, co przymyka oko na świętowanie z procentami oraz masowe złodziejstwo. Brakuje czegoś? Zwińmy Brytyjczykom! Może się nawet nie zorientują *lisi śmiech*. Spokojnie, Anglicy, Nowozelandczycy, Australijczycy oraz wszystkie narody Imperium Brytyjskiego robią dokładnie to samo.

Futrzak spotkał też wielu – nie da się tego inaczej ująć – szalonych ludzi np. Gwiazdę Afryki, asa myśliwskiego, Hansa-Joachima Marseille’a. Pił więc z nim, grał zakazany w Rzeszy jazz, latał na patrole ze stanikiem na łebku, a nawet uciekał przed wściekłym Mussolinim!

Lisioł miał też okazje poznać Włochów i mama mia Włosi nie są stworzeni do wojny, lecz do pieśni, kuchni oraz miłości! Na ten ich sprzęt patrzeć się nie da, ale aż łza futrzakowi poleciała, gdy pozbawieni wszelkich szans na zwycięstwo, Włosi potrafili wybrać wieczną chwałę pola walki. „Jesteśmy otoczeni. Czołgi Ariete ciągle walczą” – tak brzmiała ostatnia depesza od włoskich pancerniaków.

Po drugiej stronie frontu jest równie ciekawie, bo przecież z Polakami i Australijczykami nie można się nudzić. Lisioł przekrzywiał główkę z niedowierzaniem za każdym razem, gdy Australijczycy chodzili na skróty przez pole minowe, oczywiście bez mapy. Polacy również zostawili po sobie sporo śladów, zwłaszcza w Tobruku, gdzie stoczyli nawet sylwestrową bitwę na śmierć i życie ze Szkotami o whisky! Cóż, zdarza się. Sformalizowani do granic możliwości Anglicy dostawali dzięki temu zawału – formalnie, co 5 minut. Po tej stronie frontu Lisiołowi też zakręciła się łza w oku, gdy zobaczył zaprawionego w boju Brytyjczyka na granicy płaczu, bo zgubił chłop pomarańczę w piasku. POMARAŃCZĘ. Tyle była warta na pustyni ta namiastka domu i odrobina słodyczy. Na szczęście Lisioł po cichu pomógł mu ją znaleźć.

Bycie blisko z tymi ludźmi było niesamowitym przeżyciem dla Lisioła. W dodatku napisano to prostym językiem z myślą o odbiorcy, który nie jest ekspertem wojskowości. Pomimo grubości to książka dla każdego. Czasami pojawiają się wstawki socjologiczne, ale to da się przeskoczyć. Mimo wszystko Lisiołowi książka się spodobała. Futrzak gorąco zachęca, bo macie okazję poznać nie tyle front afrykański ale ludzi z krwi i kości, którym przyszło przez długie lata zmagać się ze sobą pośród wydm oraz skał.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lisioł Wars Jedi: Survivor

Ja Lisioł

Wilczy Dół