Sajmarskie Lisioły

Sajmarskie Lisioły

W ten piątek Lisioł postanowił udać się na wieś, ale na taką wieś, że to już koniec świata, tutaj nawet psów nie ma, żeby dupami szczekały. Tak właśnie wygląda zapomniana przez wszystkich wioska Helmsby. Lisioł zjawił się w niej w poszukiwaniu pewnego przestępcy bez krzty honoru i truskawek. Na dzień dobry jednak miał spotkanie z chłopami, co to poborcę podatkowego kamieniami witają. To było... dość oczyszczające przeżycie, wymagające jednej rozbitej głowy, kilku zasmarkanych dzieci, smrodu i procentowego mleka.

Maćko, doświadczony fajter z Gildii Fajterów postanawia zabrać z owej wsi młodego chłopaka o wdzięcznym imieniu Salmonela. Nie do końca sam wie czemu. Zwłaszcza że ma misje do wykonania. Po drodze zagląda do domu dziedzica – Arunii Paladynowicza – w środku nawiedzonego lasu. Tak, zapewne już zauważyliście ciekawe nazwy, a jeśli nie, to przy tej padniecie: Rzeczkolegnialna Lechicka *Lisioł parsknął śmiechem, spadając z swojego leża do czytania*. Zgadza się, macie do czynienia z krzywym zwierciadłem w książce i to jest ciekawe!

To też wyjaśnia, czemu fabuła fika dzikie kozły. Podwójni agenci (może nawet pierwiastkowani?), zdrady, oszustwa – Diabli jedni wiedzą, czego tu nie ma – albo nawet oni nie wiedzą! Dopiero wizyta u Jacka zaczęła trochę rozjaśniać sytuację. W Gildii Fajterów źle się dzieje. Ktoś knuje przeciwko Grafitowemu Dziedzicowi. W grę oczywiście wchodzą stare zatargi, a nawet zardzewiała miłość.

Trzeba przyznać, że postaci jest bez liku – dla niektórych to wada, dla innych zaleta. Narracja jest prowadzona zarówno od strony Dziedzica, czyli z zewnątrz, jak i od wewnątrz Gildii Fajterów, dzięki czemu poznajemy organizację od środka. Przy czym wnętrza Gildii zawsze pachną szpiegami, krwią oraz problemami. Co rusz jakiegoś trupa wynoszą, że też im się chce *Lisioł wzruszył ramionami*.

Podsumowując, książka jest napisana niczym film akcji z lat 80. albo takie klasyki jak Sarnie Żniwo. Szybko, z przeskokami pomiędzy scenami i z przymrużeniem oka. Dzięki czemu czyta się przyjemnie, można całkiem wyłączyć mózg i kibicować Panu Paladynowiczowi w sprzątaniu Gildii z problemów, oczywiście bez zgody samej Gildii *Lisie piski radości*.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lisioł Wars Jedi: Survivor

Ja Lisioł

Wilczy Dół