Lisioł gdzieś daleko stąd...

 

Lisioł gdzieś daleko stąd...

Dla odmiany Lisioł postanowił zaszaleć i wziął w swoje łapki satyrę na fantastykę autorstwa D.B. Foryś „Tymczasem gdzieś daleko stąd... czyli o królewnie, która nie wiedziała, że królewną była. Księciu, syrenach, złym królu, pegazach, elfach i potworach, nie licząc smoka”. Przydługi tytuł, ale w środku może być ciekawie.

Jak wiadomo fantastyka ma swoje żelazne zasady: wybraniec nieznający swojego pochodzenia, przepowiednia, od zera do bohatera, ratowanie świata i tak do potęgi entej *dużo lisich pisków*. Nie inaczej jest tutaj, książkę można czytać z listą motywów pod ręką – po znalezieniu każdego kielich w górę!

Lisioł podążał zatem za Wysłannikami Śmierci niosącymi szlachetnego niemowlaka – ciekawe czy pieluszka też jest taka szlachetna – którzy znajdują dla wybrańca odpowiednią matkę, a ta ucieka na drugi koniec świata. Zły król gotuje się ze złości, rzuca paterami, robi dziurę w podłodze obcasem i próbuje znaleźć dziecko za wszelką cenę, aby powstrzymać przepowiednię, która pozbawi go tronu i godności – w sumie tego drugiego nigdy nie miał *futrzak robi unik przed pustym kielichem, PUSTYM! Istny skandal*.

I tak się fabuła toczy. Młoda księżniczka pod przybranym imieniem wyrasta na nastolatkę. Zdobywa smoka, ucieka z domu i zaczyna szukać prawdy o sobie, podczas gdy zły władca próbując ją odnaleźć. Dostaniecie tutaj dosłownie wszystko, co w typowej fantastyce być musi. Smoki, syreny, elfy, miecze, ale w tak banalnej formie, że aż groteskowej, co nie zawsze wychodzi na dobre historii. Lisioł wie, że przewidywalność jest tutaj na celowniku, ale kiedy nabijanie się z przewidywalności jest przewidywalne, to nie zawsze jest to zabawne. Autorka sprawnie punktuje znane motywy gatunku, podlewa to wszystko sosem popkultury, ale nie idzie za ciosem. Zabrakło głębi cięcia, żeby było tak błyskotliwie jak u Terry’ego Pratchetta – porównanie nieuniknione w przypadku takich książek.

Podsumowując, jeśli nie lubicie prześmiewczych książek, w których nastolatka przecina lecącą strzałę, a czarny smok nazywa się Boo, to lepiej darujcie sobie tę pozycję. Jest to specyficzna lektura, ale fanom książek z przymrużeniem oka na pewno przypadnie do gustu!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lisioł Wars Jedi: Survivor

Ja Lisioł

Wilczy Dół