Lisiome
Lisiome
Lisioł nie zamierza tego ukrywać, każdemu się przecież zdarza uwiedzenie przez okładkę. Nie inaczej było z pozycją "Łakome" autorstwa Małgorzaty Lebda. Jednak poza opakowaniem jest też zawartość, a ta do typowych nie należy. Owszem, są literki, jednak autorka jako poetka postarała się z nich stworzyć coś ulotnego. Cała książka jest efemeryczna. Wymyka się lisim łapkom. Krótkie zdania rozpierzchają się we wszystkie strony, przez co czasem ciężko złapać sens, innym razem trzyma się tych „sensów” aż za dużo naraz.
O czym jest fabuła? Lisioł wnioskuje, że o życiu i
śmierci, świetle i ciemności, jak przystało na książkę obyczajową osnutą wokół
motywu choroby w rodzinie. W tle przewija się życie wsi w cieniu ubojni oraz
ruchomej skarpy. Czy Lisioł był zachwycony, towarzysząc dwóm siostrą w opiece
nad schorowaną babką? Niekoniecznie. Zwłaszcza że czytanie fragmentów
encyklopedii ptaków nie było zbyt porywające. Fabuła się wlecze, rozmyta na
setki myśli oraz dziwnych pomysłów – nie czarujmy się, rozlewanie słodkiej
przynęty, aby sprowadzić mrówki do pokoju, jest dość ekscentryczne. Nie
wspominając już o założeniu, że małe lisy powstają ze związku lisa z nocą. W
efekcie książka jest często abstrakcyjna, oderwana od rzeczywistości w wielu
miejscach, zdarza się jej jednak mocno stanąć na ziemi, ale trwa to zaledwie
chwilę. Gdyby można było określić całą zawartość „Łakome” jednym słowem,
brzmiałoby ono tak – emocje. Cała powieść buzuje od emocji i albo one do nas
przemówią, albo nie. Do Lisioła nie przemówiły, być może futrzak zbyt bardzo
zwraca uwagę na szczegóły? Albo zabrakło mu uniwersalnego problemu do
poruszenia, bo bądź co bądź każdy inaczej przeżywa chorobę w rodzinie. Mimo
wszystko Lisioł zachęca do własnej oceny tej nietypowej książki.
Komentarze
Prześlij komentarz