Lisioł ożywionego mitu
Las Ryhope to miejsce dziwne, Lisioł musi przyznać. Widzi się tam rzeczy niestworzone, człowieka nawiedzają istoty rodem z legend, a z ciemności dochodzi ryk niepowstrzymanych bestii – a to wszystko przed otwarciem butelki! Słysząc taką zachętę, Lisioł spakował swoje manatki (głównie w formie płynnej) i u boku (na ramieniu) Stevena Huxleya wyruszył do Oak Lodge, gospodarstwa położonego na skraju lasu Ryhope. Lasu o tyle osobliwego, iż nie ma go na żadnej mapie, a dotarcie do jego serca wydaje się niemożliwe. W ten sposób rozpoczyna się „Las ożywionego mitu” Roberta Holdstocka – książka, która futrzaka bardzo pozytywnie zaskoczyła.
Jednakże Lisioł nie przybył do Oak Lodge, aby oglądać drzewa przez lornetkę! Tutaj jest zagadka do rozwiązania! Ojciec Stevena zniknął w czeluściach Ryhope, a wkrótce potem dołączył do niego starszy z synów, Christian. Jakby tego było mało, Stevena zaczyna odwiedzać piękna nieznajoma rodem z epoki brązu. Lisioł również zaczyna odczuwać wpływ Ryhope i na krawędzi wzroku zaczyna dostrzegać pierwsze widziadła – głównie butelki oraz truskawki. W takiej sytuacji można zrobić tylko jedno: wyruszyć w drogę do serca lasu oraz odważnie stawić czoła Urscumugowi – olbrzymowi o wyglądzie człowieka-dzika i manierach… też człowieka-dzika.
Lisioł celowo nie chce pisnąć zbyt wiele o fabule oraz odkryciach, jakie czekają na czytelników w lesie Ryhope, ale zachęca wszystkimi łapkami (i ogonkiem), abyście odwiedzili to miejsce. Tylko nie próbujcie przelecieć nad nim samolotem. Lisioł próbował, co nieomal zakończyło się przymusowym spotkaniem z ziemią! „Las ożywionego mitu” to podróż w głąb mitu, historia o przekraczaniu granic w imię pasji, obsesji oraz miłości. Z pewnością nie jest to klasyczna powieść drogi, gdzie z mieczem w łapce Lisioł (a jakże) uratuję nadobną panią i zaprowadzi porządek w magicznym królestwie. Ryhope jest inne, to dosłownie las ożywionego mitu, a mity nie są gładkie, przyjemne i przywiązane do fabularnych konwenansów. Być może trzecia część książki nieco się dłużyła, ale Lisioł z radością odwiedził miejsce, gdzie wciąż można napotkać nieznane.
Komentarze
Prześlij komentarz