Pieśń Lisioła – recenzja premierowa

 

Pieśń Lisioła – recenzja premierowa

Lisioł jak wiadomo jest futrzakiem wielu talentów. Czepialstwo jest jednym z nich, dlatego niektórzy autorzy (straceńcy), tacy jak Grzegorz Wielgus, pokazują mu swoje teksty z prośbą o opinię. I tutaj zaczyna się męka bez truskawek, prowadząca przez rząd pustych butelek po alkoholu. Jedynie Lisioł oraz autor wiedzą jak wyglądał początkowy tekst – futrzak Wam jednak zdradzi, że nie obyło się bez łez i głośnych pisków. W końcu jednak w cierpieniu Grzegorza narodziła się książka, którą Lisioł uznał za godną lisiego ogona i stania w chwale Jego Wielkiej Lisiołkowatości, a tytuł jej to „Pieśń Pustyni”.

Futrzak swoją przygodę zaczął od włączenia napędu na wszystkie cztery łapy (plus ogon). Futrzak przebierał łapkami z prędkością 10 machów na godzinę, podczas gdy wokół jego uszu świszczały złowrogie kule. Chociaż piasek utrudniał taktyczny odwrót, to nie było mowy o zatrzymaniu się. Zresztą Lisioł nie mógł być gorszy od kobiety! Tak, futrzak nie uciekał samotnie. Razem z nim biegła Zirra. Na oko pustynna kobieta, która dawno nie brała kąpieli. Jej białe oczy sprowadziły nas na pustynię w poszukiwaniu białopyłu. Metalu, którego wielkie Dominium żąda jako daniny bez względu na cenę… Lisioł wpadł razem z Zirrą za wystające z piasku ruiny, po czym zasłonił oczy łapkami, żeby nie patrzeć śmierci w oczy. Kilka krzyków, pisków i wystrzałów później było już po wszystkim. Lisioł mógł wziął głęboki oddech z domieszką piasku. Jeśli jednak myślicie, że dominiońska kawaleria jest przerażająca, to się mylicie. Teraz to dopiero zaczęła się równia pochyła. W rzeczonych ruinach Zirra znalazła coś, czego nawet Lisioł nie umiał nazwać, ale mówił jej „zostaw to, bo będą kłopoty”. Ale nie, wiedziała lepiej. Kobiety!

Owe kłopoty z każdym krokiem zaczęły nabierać niebezpiecznie namacalnych kształtów. Lisioł jak przez mgłę pamięta powrót do wioski i spokojny wieczór z siostrą Zirry. Teraz pędzi jak oszalały za shavarem – uroczy, coś jak koń, ale mięsożerny – prosto w burzę piaskową. Nic jednak nie może zatrzymać żądzy zemsty, przecinającej niebo niczym błyskawica. Czy Dominium przetrwa furię kobiety? Zwłaszcza gdy obok niej pojawia się (teraz-już-były) kapitan kawalerii Karamis – człek doświadczony w mieczu i butelce, co Lisioł niezmiernie docenia. Ogłoszony zdrajcą, też ma ochotę przelać nieco krwi, ale przede wszystkim ma dług wdzięczności do spłacenia. Obyty w świecie, rzucany po nim niczym liść na wietrze po stracie własnej ojczyzny, może poprowadzić Zirre ze świata pustyni wprost do tętniących ulic miast Dominium. Jednak czy pustynne dziewczę jest na to gotowe? Świat wcale nie jest czarno-biały. Lisioł poleca butelkę Marmuru na rozruszanie, albo dwie od razu!

Lisioł zawsze uważał, że nie należy ufać kupcom, handlarzom, ale jaszczurkom już tak. Z tego też powodu szlak zemsty poprowadzi naszych bohaterów z pustyni wprost na krwawy piach, gdzie trzeba sięgnąć mocno w głąb siebie by złapać kolejny oddech. Zobaczyć śmierć na własne oczy, a nawet złapać ją za bety i zmusić do posłuszeństwa. Zwłaszcza, że gdy bogini śmierci Erkal zaczyna płakać, przeszłość rodzi się na nowo. W takim wypadku Lisioł poleca zebrać drużynę, to się ponoć sprawdza od wieków. Kandydatów nie brakuje, zwłaszcza gdy do gry wejdzie uczucie gorące niczym lawa.

Jednak to nie koniec niespodzianek! Tuptać można wieloma drogami, a jedną z nich podąża młody arystokrata porucznik Stauros w służbie Relikwiarzy – którzy w chwale śmierci przynoszą błogosławieństwo wiedzy (czasami). Lisioł nie jest jednak pewien czy chce otrzymać oświecenie z kościstych dłoni Sagalta, Staurosa nikt się nie pytał o zdanie. Chłopak stawił czoła śmierci i zamiast zatonąć w jej ramionach, powrócił aby stać się relikwiarzem. Czysty niczym łza wpadnie w szpony wojny, polityki i własnego istnienia. Lisioł chłopaka z miejsca polubił, ale przełożonej to mu współczuje. Eristi. Ta kobieta – o ile to w ogóle baba – przemieszcza się z gracją oraz litością rozpędzonej pięści. Nie zna pojęcia „nie”, lubi szeptać słodkie słowa, a jej dłonie gaszą ludzkie życie w mgnieniu oka. Eristi to pogrzebowy całun, który unosi się nad światem.

Ojcem Staurosa jest Ossen, władca podupadającego księstwa, nękanego błędnymi decyzjami poprzedników. Stary rycerz szuka rozwiązania problemu, ale robi to po swojemu. Gdzie też nas zaprowadzi jego bojowe rozwiązanie? Tego nie wie nikt, ale przynajmniej dotuptamy tam w doborowym towarzystwie jednookiego poety w szaliku o osobliwie mongolskich rysach twarzy. Czego chcieć więcej?

Jakby mało było problemów, do Dominium przybywa także młoda dyplomatka, która pierwszy raz opuściła swoje rodzinne strony – Astris. Towarzyszy jej mistrz ciętej riposty i miłośnik znikania w cieniu, Theris. Mają prosty cel – wydrzeć tajemnice Relikwiarzy oraz kultu Wszechśmierci. Brzmi banalnie, gorzej z realizacją. Jak się wedrzeć do wielkiej fortecy strzeżonej przez niestabilne, chodzące żywe trupy? Niektóre całkiem ładne, trzeba dodać. Cóż, Lisioł stwierdza, że to będzie niezła jazda.

Grzegorz Wielgus stanął na wysokości zadania tworząc żywy świat, tętniący krwią, białopyłem, intrygami i przyziemnymi interesami. W tym wszystkim przemieszczają się nasi bohaterowie, których mocno zarysowane charaktery są silnym atutem. Podejmują decyzję – dobre i złe – a potem muszą mierzyć się z ich konsekwencjami. Lisioł jednak docenia fakt, że sami wyznaczają sobie ścieżkę i uparcie po niej tuptają. W końcu jednak ich drogi zaczynają się przeplatać, co nie dla wszystkich jest dobrą nowiną.

Lisioł poleca ten kawał dobrej fantastyki w stylu Sandersona. Odważcie się zanurzyć w świecie Dominium, poczuć na twarzach piach pustyni i oddech śmierci. Niech krew płynie strumieniami, pieśń zemsty wzywa. Pora udowodnić sobie na co Was stać, znaleźć granice swojej wytrzymałości i roztrzaskać je w pył.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lisioł Wars Jedi: Survivor

Ja Lisioł

Wilczy Dół