Babel, czyli o konieczności Lisioła

Babel, czyli o konieczności Lisioła

Jeśli lubicie zawiłości językowe na poziomie akademickim, to koniecznie musicie sięgnąć po książkę pani Kuang „Babel czyli o konieczności przemocy”. Jak Lisioł mógł się przekonać na własnym futrze, jest to książka skomplikowana i jednocześnie bardzo prosta. Stężenie fantastyki w historii jest niewielkie – stosowana w książce magia przypomina bardziej listek figowy. Czym więc owa książka jest?

Przede wszystkim Babel to przewodnik po XIX-wiecznym Oxfordzie oraz popularnonaukowa pozycja o języku podszywająca się pod fantastykę. Lisioł chyli czoła, ogon i wszystkie łapki nad wiedzą Pani Kuang na temat zawiłości językowych. Z tego powodu w książce są przypisy, nierzadko rozbudowane oraz wykłady akademickie. Tak! Będziecie siedzieć w ławce i słuchać wykładów na temat łaciny, greki, czy co akurat jest dzisiaj w temacie pana Profesora takiego, czy owakiego. Lisioł ponownie poczuł przyjemny zapach studiów oraz nieśpiesznej fabuły.

Zacznijmy jednak od początku. Swoją przygodę Lisioł zaczął u boku umierającego chłopca w Kantonie, którego ratuje dostojny Pan Profesor. Jak się szybko okazuje, nie robi tego z czystego współczucia, co to to nie. On przyjechał po swoją inwestycję, która od tej pory ma się uczyć języków pod ścisłym rygorem. Lisioł nie miał więc okazji pozwiedzać Londynu, ziewając nad kolejnymi książkami o łacinie i grece.

100 czy ileś stron później Lisioł przeniósł się do Oxfordu, gdzie na jeden metr sześcienny liter przypada jeszcze więcej nauki. Na szczęście Robin poznał też przyjaciół, więc cierpienie jest współdzielone. Lisioł mógł też oglądać, jak rasizm został zaprzęgnięty do kolonialnej propagandy – wszak jesteśmy w Anglii u szczytu imperialnej potęgi.

To było wręcz nieuniknione, że zostaniemy zaatakowani przez retorykę kolonializmu i długie wyjaśnienia jak na temat Anglii okradającej swoje kolonie i wysysającego z nich duszę, kulturę i pieniądze. Z jednej strony to ciekawe ujęcie tematu, które pozwala nam łatwo zidentyfikować się z głównym bohaterem. Jednakże z punktu widzenia przyjemności z czytania temat ten został podany w nieco zbyt akademicki i rozwlekły sposób – podobnie jak kwestie związane z językowymi zawiłościami.

Monotonne strony pełne językowych zawijasów przerywa pojawienie się tego drugiego, niespodziewanej istoty, o której wszyscy szeptali. Nieznajomy rodem z opowieści o Robin Hoodzie okrada oksfordzki instytut języków Babel, żeby dawać biednym, a także wyrównać szkody, których dokonuje kolonializm. Powolutku świat naszego głównego bohatera rozdwaja się na miłość do studiów lingwistycznych i tkwienie z nosem w książkach, gdzieś poza granicami rzeczywistości oraz chęć sprawiedliwości. W końcu instytut dorabia się fortuny na swojej sztabkowej magii do zapewnienia luksusu bogatym, z drugiej strony z tych pieniędzy opłaca się bardzo wysokie stypendia, między innymi głównego bohatera. Co wybierze Robin? Przemoc czy książki?

Lisioł musi przyznać, że największe wrażenie zrobiła na nim wiedza autorki i chętnie by wsadził nos w książkę naukową jej pióra, jednak Babel jako fantastyka to niesamowicie ambitny projekt mający połączyć prawdziwą wiedzę z magią. Cóż Lisioł może tutaj pisnąć? Projekt ambitny, ale czy w pełni udany? Oceńcie sami! Za to okładka jest nieziemsko piękna. Czarne boki to był strzał w dziesiątkę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lisioł Wars Jedi: Survivor

Ja Lisioł

Wilczy Dół