Wojny truskawkowe Tom I - lisiołowe wstrząsy

Wojny truskawkowe Tom I - lisiołowe wstrząsy 

            Tym razem Lisioł postanowił wybrać się w przestrzeń kosmiczną, aby zaznać nieco magii literatury sci-fi. Biletem pomiędzy gwiazdy okazała się seria Wojny Palladowe autorstwa Marka Kloosa.

            Tom 1: Wstrząsy Wtórne od razu wprowadził Lisioła w odpowiedni nastrój. Na dzień dobry futrzak dostał prosto w nos wieloma trudnymi nazwami, których znaczenia mógł się po części domyślać. Jak na złość, swoją przygodę Lisioł musiał zaczynać jako jeniec przegranej armii, trzymany w komfortowych warunkach (straszne prawda?). W takich okolicznościach futrzak poznał główną postać książki: Adena, majora nieistniejącej już gretyjskiej armii, w której służył jako lingwista w cieszącej się złą sławą Czarnej Gwardii – że też zawsze kolor czarny w wojsku oznacza same kłopoty. Po pięciu latach w niewoli Aden w końcu ma wyjść na wolność razem z pozostałymi jeńcami wojennymi. Tylko co tutaj ze sobą zrobić na tej wolności? Na początku trzeba zadbać o zdobycie jakichś środków finansowych, co nie jest proste, gdy wobec gretyjczyków ludzie wykazują wyjątkowo spójne stanowisko, a mianowicie czystą nienawiść. Oczywiście kwestia uprzedzenia do pokonanych wrogów znika, gdy pojawiają się pieniądze, co jakoś Lisioła bardzo nie zaskoczyło – wszak pieniądze nie śmierdzą, jak miał stwierdzić cesarz Wespazjan. Fucząc pod nosem na wszystkich dookoła, futrzak wyruszył z Adenem w długą podróż ku rzekomej wolności. Podróż ta z pewnością usłana różami nie będzie.

            W książce oprócz Adena poznajemy jeszcze trzech bohaterów. Ich imiona pojawiają się na początku rozdziałów, dzięki czemu łatwo zorientować się z kim przyjdzie nam kontynuować wędrówkę pomiędzy gwiazdami. To bardzo praktyczne rozwiązaniem zdaniem Lisioła.

            Idina jest żołnierzem wojsk sojuszniczych, które okupują planetę Gretie. Alianci mają swoje strefy wpływów – sytuacja rodem z Berlina po zakończeniu II Wojnie Światowej – co implikuje oczywiście skomplikowaną sytuację polityczną oraz nielichy bałagan, jednak Idina po prostu skupia się na swojej pracy. Patroluje teren w swojej nowoczesnej zbroi z minidronami w pancerzu i całą resztą tych super gadżetów, podczas gdy Lisioł ma tylko swoje cztery łapki i ogon, ale mimo tego futrzak dzielnie potuptał na patrol! Zapowiadało się na standardowe, nudne zadanie – zły znak – gdy nagle okazuje się, że ktoś rozpalił sobie ognisko. Tak, dobrze czytacie, ognisko. Płomienie zadziałały w tym wypadku niczym magnes. Najpierw przyciągnęły pytania „dlaczego ktoś rozpalił ognisko?”, a następnie sprawiły, że patrol wyruszył w celu rozpoznania pochodzenia tego źródła ciepła o niewielkim znaczeniu strategicznym. Ten cholerny ogień przewrócił świat Idiny do góry nogami i przypalił Lisiołowi ogon na tyle mocno, że futrzak salwował się ucieczką przez mokry strumień –  podkreślenie słowa mokry – aby uratować swoje futro. Potem było już tylko gorzej.

            Podporucznik Dunstan z Marynarki Rhodii jest kapitanem fregaty „Minotaur”. Lisioł musi stwierdzić, że poznajemy go podczas bardzo rutynowej misji, a jak wszyscy wiedzą, rutynowe misje mają wybitny talent do psucia się. Nie inaczej było w tym wypadku. Wisząc na ramieniu Kapitana, Lisioł oglądał gretyjską flotę bojową, zakotwiczoną na specjalnym parkingu jako łup wojenny, skierowany do dalszego podziału – czytaj do dalszej awantury politycznej o to, kto co dostanie. Futrzak już miał ziewać, gdy sensory wykryły niewielki obiekt, którego tutaj nie powinno być. „Minotaur” ruszył na wroga niczym drapieżnik na ranną ofiarę i szybko okazało się, że Lisioł niepotrzebnie zjadł za duże śniadanie. Całą nudę szlag trafił, ale futrzak momentalnie za ową nudą bardzo zatęsknił! I nie tylko on, ale przynajmniej było na co popatrzeć. Kotwicowisko przypominało obchody chińskiego Nowego Roku, ale przynajmniej rutynowa misja rozwiązała problem podziału łupów… Mówiąc wprost, cała gretyjska flota eksplodowała i zamieniła się w kawałki złomu wielkości lisiej łapki.

            Ostatnią postacią, przemierzającą kartki książki, jest młoda dziewczyna o imieniu Solvieg. Jest dziedziczką dużej i liczącej się firmy na Gretii, do której właśnie wkracza jako wicedyrektor. 23 lata na karku oraz garść wątpliwości to cały arsenał Solvieg w starciu ze światem biznesu i na pierwszy rzut oka może być to ciekawy wątek. Jednak Lisioł musi przyznać, że poprzednie postacie były związane bezpośrednio ze światem wojska i nagle dostajemy gwałtowny przeskok do dość nudnego świata interesów. Wypolerowane biurka, harmonogramy spotkań oraz wszechobecne wazeliniarstwo – głębokie westchnienie Lisioła. Niby na koniec pierwszego rozdziału z Solvieg dostajemy próbę rozruszania tego skostniałego bytu, ale jednak ten zabieg nie trafił do serca Lisioła. Co więcej, rozdziały z dziewczyną pojawiają się rzadko, przez co Solvieg wydaje się całkowicie zbędna fabularnie oderwana od głównego wątku, kręcącego się wokół niedawnej wojny. Pomimo faktu, że w końcu pojawia się uzasadnienie osadzenia Solvieg w historii, dla Lisioła jest ono niedostateczne, by tworzyć osobną postać – równie dobrze mogła grać swoją rolę w tle, może drugi tom to zmieni? Wszystko jeszcze przed Lisiołem!

            Fabuła książki toczy się miejscami leniwie, serwując nam wiele szczegółów z życia codziennego, a do przodu popychana jest eksplozjami oraz tajemniczym pojawieniem się niewidzialnego wroga. Może to nieco irytować, ale warto dać autorowi czas na rozpędzenie tego wozu – wszak rozpoczynamy historię po zakończeniu wojny, co samo w sobie jest ciekawym zabiegiem. Można powiedzieć, że wszystkie wydarzenia to swoiste Wstrząsy Wtórne po niedawnym konflikcie.

            Warto też dodać, że książka jest z gatunku science-fiction, przez co Lisioł czuł się niejednokrotnie bardzo ubogi w technologię. Statki kosmiczne, działa, wspomagane pancerze! Lisioł miał na tej wyprawie tylko swoją kitę, a nie mechaniczny ogon napędzany wodorem i wielopoziomowym reaktorem atomowym, chociaż z pewnością byłaby to ciekawa modyfikacja!

            Podsumowując, Wstrząsy Wtórne to pierwsze spotkanie Lisioła z zarówno z autorem, jak i science-fiction – spotkanie, które wypadło bardzo dobrze. Futrzak ani razu się nie zgubił w tym całym gąszczu dziwnych pojęć, nie miał też problemu ze zrozumieniem fabuły, która czasem toczyła się zbyt ospale. Szereg postaci pozwala nam znaleźć swoich ulubieńców i zignorować mniej porywające wątki – wszystko według osobistej preferencji.

            Dużym plusem, zdaniem Lisioła, jest cień odbytej wojny, dzięki czemu dotknięte nią postacie nie są płaskie. Jest to też pewna łącząca wszystkich płaszczyzna. Można więc śmiało zapiszczeć, że jest to dobra pozycja na swoją pierwszą randkę z sci-fi. Starzy wyjadacze gatunku też nie powinni się nudzić, aczkolwiek fanom wartkiej akcji może ta pozycja nie przypaść do gustu.


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lisioł Wars Jedi: Survivor

Ja Lisioł

Wilczy Dół